Czy należy się go/jej/ich bać?


Ten cały wpis powstał trochę jako notatki do inspirującego spotkania online w najbliższy wtorek, 7. stycznia, szczegóły tutaj:

Kończąc 2024 i zaczynając 2025 myślałam oczywiście o tym, co się udało (wiele) i o tym, co zupełnie nie (wiele, boleśnie). I dlaczego właściwie myśleć o tym, co się nie udało jako o porażkach? O tym też trochę rozmawiałam tu i ówdzie, w przestrzeniach online i realnie istniejących (jak kawiarnia w Cricotece z tym spektakularnym widokiem na wieczorny Kraków), z bliskimi osobami. Poczucie – a czasem realne zdarzenie – klęski najczęściej wiąże się z taką czy inną niemożnością wpasowania się w kategorie, ramy i przegródki. Za mało humanistyczne. Za bardzo humanistyczne. Za mało teoretyczne. Za bardzo teoretyczne. Nie ten formularz. Nie ta epoka. Nie ta dyscyplina. Nie taki wiek. Nie early career. Nie(zupełnie) senior researcher. Za mało dorobku. Za dużo dorobku. Za mały wolumen grantów finansowanych ze źródeł zewnętrznych. Frustracje się mnożą, zagęszczają powietrze.

I wreszcie mnie olśniło. Potrzebuję sojuszników. Organizmów, które żyją pomiędzy. W szczelinach, w przestrzeniach onto- i epistemologicznych niespodzianek, które często zasiedlają nieoczywiste przestrzenie. Jak bakterie chemosyntetyzujące dna morskiego (nie da się ukryć, inspiracja pochodzi z Zanurzonych (Submergence) Wima Wendersa). Albo jak nietoperze z biblioteki Uniwersytetu w Coimbrze. W lecie 2017 zajrzałam do Coimbry po drodze na konferencję Electronic Literature Organization w Porto. Wyszłam z Joaniny zafascynowana populacją nietoperzy pomagających w ochronie księgozbioru przed owadami, które mogłyby zniszczyć cenne rękopisy (jest ich 250 tysięcy, niektóre pochodzą z XVI wieku). Przewodniczka wyjaśniła, że bibliotekarze pracowicie co wieczór rozkładają skórzane pokrycia, mające zabezpieczyć przed guanem nietoperze bardzo cenne, intarsjowane, drewniane meble. Udało mi się zrobić w Joannie zdjęcie (oczywiście z ukrycia, telefonem, bo nie wolno było fotografować).

Pod biblioteką znajduje się zresztą więzienie (budynek został zbudowany na ruinach XV-wiecznego karceru), co było szczególnym przywilejem portugalskich akademików, który w ten sposób mogli odbywać karę -zazwyczaj za nieprawomyślne poglądy i obrazoburcze nauczanie – wolni od kontaktów z innymi przestępcami. Cóż… Mam wrażenie, że dałoby się żyć w tym więzieniu. Albo że raczej academia staje się coraz bardziej takim więzieniem, ale czasu na czytanie i myślenie jest coraz mniej, co zresztą zostało w 2024 naukowo potwierdzone <uwaga, ironia!>.

To jeden z moich nigdy nie napisanych artykułów, do którego pracowicie robiłam research. W zasadzie jedynym materiałem (dosyć pobieżnym, ale zawierającym cenne informacje o badaniach profesora Jorge Palmeirim – zaczerpnięte chyba jednak stąd) po polsku, nie licząc wpisów blogowych, który wtedy znalazłam był artykuł Renaty Ciesielskiej-Kruczek, Najpiękniejsze biblioteki Portugalii z Poradnika Bibliotekarza nr 6/2015. Po angielsku wcale nie było lepiej, większość materiałów miała charakter popularny i trudno było mi znaleźć odpowiedź na pytanie o gatunki nietoperzy, albo – jak artykuł Patricii Kosman z Wall Street Journal z 2018 roku – są za paywallem. Na Google Books można znaleźć piękne portugalsko-angielskie wydawnictwo albumowe, Biblioteca / Library Joanina, z fotografiami Paulo Mendesa i tekstem Carlosa Fiolhaisa, ale oczywiście są luki w dostępności stron. Na potrzeby tego wpisu – zaskakująco – znalazłam materiał z nieco dziwnego portalu, oparty (przypuszczalnie) na badaniach bioakustycznych wspomnianego Jorge Palmeirim z – o dziwo! – grudnia 2024 roku. Wynika z niego, że są to dwa gatunki: molosek europejski (Tadarida teniotis) i karlik drobny (Pipistrellus pygmaeus). Choć lubię też myśleć, że to jednak Soprano pipistrelle, przez analogię do ulubionego serialu oraz tak mi się wydaje, kiedy oglądam dostępne zdjęcia (które, z drugiej strony, mogą być też konfabulacją). Podaję nazwy łacińskie, bo w wielu przypadkach biologiczne nazwy polskie nie są precyzyjne albo wręcz ich nie ma (zwłaszcza dla organizmów, które nie występują w polskich badaniach lub gatunków dla nas egzotycznych), albo panuje pewne zamieszanie terminologiczne. Nie inaczej jest i w tym przypadku, bo kilka źródeł (w tym Encyklopedia Leśna) podaje nazwę Tadarida teniotis jako nietoperza wolnoogonowego.

Nietoperze z Coimbry znacząco jednak wpłynęły na parę innych rzeczy. To właśnie doświadczeniu z Joaniny zawdzięczam całą koncepcję Matecznika-Nie-Tylko-Ludzkiego, na której opiera się Biotop Lechnica (i który jednak ma formę opublikowaną, jako hasło Słownika przyszłości, przygotowanego w ramach Forum Przyszłości Kultury w 2018 roku, tutaj). Jego podstawową cechą jest to, że ma być środowiskiem gościnnym dla innych form życia, w tym takich, które określamy mianem problematycznych (żeby unikać określeń typu “chwasty” lub “szkodniki”, bo one od razu ustawiają ramę antropocentryczną).

Jeśli przyjrzeć się dokładniej, to okaże się, że Joanina jest dosyć złożonym ekosystemem radzenia sobie z gatunkami problematycznymi w jak najmniej inwazyjny, troskliwy sposób. Nietoperze są jednym z elementów całego układu, który obejmuje także szczególnie zaprojektowaną architekturę budynku, zdolnego do utrzymywania w miarę stałej temperatury i wilgotności, regały, w których umieszczone są manuskrypty wykonane z drewna dębowego – odpornego na zamieszkiwanie w nim papierofagów, czyli szkodników papieru (być może przeciwdziała także namnażaniu się pleśni, grzybów i roztoczy), a nawet szczeliny w masywnych drzwiach, którymi przedostają się nietoperze. Wspomina o nietoperzach z Coimbry Umberto Eco w rozmowie-rzece z Jean-Claude Carrière i mówi jeszcze ciekawiej: “Owadów jednak także nie powinno się zupełnie eliminować. Ścieżka owada przez inkunabuł pozwala nam zobaczyć, jak strony były ze sobą połączone i czy niektóre fragmenty były nowsze lub starsze. Owadzie ścieżki tworzą ciekawe wzory i nadają starożytnym manuskryptom interesującego charakteru” (This Is Not the End of the Book, Harvill Secker, Londyn 2011, s. 194). Dodaje także, że jednym ze środków chemicznych do zwalczania papierofagów, które doradzają podręczniki, jest cyklon B. Trudno o bardziej konsekwentną (i porażającą) wykładnię materialności medium.

Wkraczamy więc – jeśli porzucić utarte szlaki o antropocentryczno-ekstraktywistycznej proweniencji – w strefę nieskończonej ambiwalencji i poliwalencji. Nietoperze są zresztą cenionym sprzymierzeńcem także w innej, nie mniej znanej historycznej portugalskiej bibliotece, mieszczącej się w XVIII-wiecznym pałacu w Mafrze. Obie biblioteki są jednocześnie także świadectwem kolonialnej przeszłości i ekstraktywistycznych polityk imperialnej Portugalii, z panelami naściennymi i intarsjami wykonanymi z egzotycznych gatunków drewna (jak głosi hasło w Wikipedii, np. z Brazylii).

Gdzie i jak zatem szukać sojuszników, czyli materialnych figur i tropów myślenia (N. Katherine Hayles pisała kiedyś o materialnych metaforach, w myśleniu Donny Haraway centralne są materialno-semiotyczne hybrydy), które pozwalają lepiej zagnieździć się w różnorodności? Wbrew pozorom nie jest to wcale tak łatwe, jak może się wydawać w romantycznych wizjach życia “w zgodzie z naturą” (jakby ta fraza była oczywista i jasna). Pomaga jednak stopniowo zrywać z myśleniem w kategoriach sukcesów i porażek, które tak mocno jest związane z nadmiernie usztywnionymi kategoriami, przegródkami i wąsko sparametryzowanymi ewaluacjami.

Przyglądam się więc istotom żyjącym pomiędzy, z których niektóre są drapieżnikami (całkiem jak my): wijom drewniakom (Lithobius forficatus), skorkom pospolitym (Forficula auricularia), prosionkowi szorstkiemu (Porcello scaber), stonodze murowej (Oniscus asellus), rybikowi cukrowemu (Lepisma sacchafrina), który jest papierofagiem i zaleszczotkowi książkowemu (Chelifer cancroides), który nań poluje. Nie w poszukiwaniu iluzorycznej harmonii i równowagi wyrastającej z działań czysto językowych i konceptualnych, ale po prostu obserwując: jak żyją, jakie są ich strategie, jak wypełniają swoje miejsce i swoją sprawczości w czasie i przestrzeni. To wystarcza, żeby zacząć inaczej lokalizować myślące ciało w jego otoczeniu.

Nie da się jednak tego zrobić, jeśli wszystko, co inne, staje się opartym na lękach klikbajtem. RMF z 1 maja 2024 roku: “‘Polski skorpion’ może być w twoim domu. Czy należy się go bać?” (tyle tytuł, bo już w leadzie pojawia się wyjaśnienie, żejevt zupełnie niegroźny), portal Planeta.pl: “Zaleszczotek, czyli polski skorpion. Groźny pajęczak?” – tutaj dreszcz emocji jest dozowany z odważniejszym suspensem, bo lead kończy zdanie “Jest jadowity, ale…”).

Mam jednak także niepokojące wrażenie, że im więcej się o (bio)różnorodności mówi, tym bardziej przestrzeń dla niej się kurczy. Im więcej dostaję w skrzynce maili o akademii wychodzącej w świat społeczny, tym bardziej staje się on przykrojony do kategorii (“otoczenie gospodarczo-społeczne”), im mocniej rady klimatyczne wrastają w struktury uniwersyteckie, tym bardziej jest to kolejna forma greenwashingu, tyle, że bardziej eleganckiego. Choć oczywiście dobrze się stało, że wodę mineralną mamy w szklanych butelkach – nawet jeśli najczęściej piję wodę z kranu. Trochę, jak na obrazku poniżej, z mojego najbliższego sąsiedztwa. Obserwuję rozrastanie się patodeweloperki na atrakcyjnych, około kampusowych obrzeżach Krakowa od 15-tu lat. W ostatnich latach, wraz z lawinowym przyrostem kompletnie betonowych osiedli, pozbawionych nawet pretekstu zieleni, mnożą się nazwy w rodzaju “Zielona Polana”. I znowu, jedynym miejscem dla (bio)różnorodności stają się zapomniane rowy wypełnione bujnym, niekontrolowanym rozrostem wielu form życia. Może czasem wystarczy je zostawić w spokoju, jeśli nie ma woli, by stworzyć im lepsze warunki.


Did you know comments are welcome?