
Moje związki z praktykami słuchania są dosyć złożone (więcej o tym w poprzednim wpisie po angielsku o mojej koncepcji Unwanted Listening oraz w eseju, do którego ten wpis odsyła). Cieszę się, jednak, że po ładnych kilku latach, kiedy namysł nad słuchaniem odłożyłam trochę na półkę, mam szansę do tego obszaru powrócić. Z praktyką nie rozstaję się nigdy, zmieniają się tylko platformy sprzętowe, ale nagrywanie dźwięków otoczenia i słuchanie przez ten pryzmat stało się moją drugą naturą – zwłaszcza podczas podróży (a one są sednem mojego w dużej mierze nomadycznego życia, “nomadycznego” zarówno w senie przemieszczania się w przestrzeni, jak i dużej dozie pozornej niewierności wobec tematów, które eksploruję badawczo). Moje pierwsze ujawnienia teoretyczne dotyczące dźwięku pochodzą z 2010-2012 roku, czyli sprzed ponad 10 lat. Zawsze byłam zainteresowana procesem mediacji, a w tamtym czasie miałam za sobą epizod intensywnego słuchania/nagrywania za kręgiem polarnym, w parku narodowym Abisko w szwedzkiej Sápmi, latem 2009 roku. Doświadczenie wielodniowego słuchania “przez” mikrofony i nagrywarkę (to był wtedy dosyć prosty model Zooma) w otoczeniu, w którym nieobecność dźwięków generowanych przez ludzi bywała wręcz ogłuszająca, stało się dla mnie całkowicie fundamentalne. Pojawiały się z rzadka odgłosy helikopterów, którymi przemieszczają się samscy pasterze reniferów albo komercyjne wycieczki wędkarzy, ale był to tylko kontrapunkt to środowiska dźwiękowego, które R. Murray Schaffer, klasyk ekologii akustycznej, określał mianem środowiska “wysokiej rozdzielczości.” Był to czas, kiedy propozycje Schafera oraz idee wokół pionierskiej fazy World Soundscape Project zaczynały szerzej pojawiać się w polskich badaniach nad kulturami dźwięku, w artykułach m.in. Maxa Kapelańskiego czy Sebastiana Bernata, geografa zajmującego się pejzażem dźwiękowym od 1999 roku. Moje ścieżki zresztą regularnie przecinają się z trajektoriami subdyscypliny nazywanej w świecie anglojęzycznym geografią humanistyczną, a u nas geografią ekonomiczno-społeczną (ale to temat na inną opowieść).
“Około2010” to był to chyba jakiś ważny moment, od którego – moim subiektywnym zdaniem – można datować wyrazistszy rozwój sound studies w Polsce. Esej Schafera ukazał się w Polsce w 1982 roku jako “Muzyka środowiska”, w przekładzie Danuty Gwizdalanki (więcej o recepcji Schafera tutaj, we wpisie autorstwa Krzytszofa B. Marciniaka). Wydano także niewielką, poradnikową książeczkę Schafera “Poznaj dźwięk. 100 ćwiczeń w słuchaniu i tworzeniu dźwięków” (w przekładzie R. Augustyna, Wydawnictwo Brevis i Ośrodek Sztuki dla Dzieci i Młodzieży, Poznań 1995). Moją osobistą chronologię wskazującą na czas około 2010 roku jako swoisty “upgrade” kulturowych badań nad dźwiękiem może także wesprzeć fakt, że fragmenty klasycznego eseju Schafera ukazały się w fundamentalnej Kulturze dźwięku Christopha Coxa i Daniela Warnera w 2010 roku.
Kiedy jednak piszę o sound studies (czyli kulturowymi badaniami nad dźwiękiem lub badaniami nad kulturami dźwięku), mam na myśli pole badawcze kształtujące się na przecięciu wielu obszarów. Nie piszę o “dyscyplinach”, bo znacząca część badaczy odżegnuje się od “dyscyplinarności” – w znacznej części także dlatego, że zawsze był to obszar sytuujący się na przecięciu praktyki i teorii. W każdym razie obok muzykologii i sztuki mediów równie często pojawiają się ścieżki antropologiczne i etnograficzne (w Polsce reprezentowana przez np. prace Agaty Stanisz czy Rafała Sochackiego), kulturoznawstwo (Renata Tańczuk, Robert Losiak, Tomasz Misiak, Dariusz Brzostek), historia (Marta Michalska, Filip Szałasek), kulturowe literaturoznawstwo (Agnieszka Lniak). O geografii humanistycznej już wspomniałam. Są także pola, które wręcz krystalizują się na naszych oczach jak badania nad niepełnosprawnością. Pionierskie w tym zakresie badania Magdaleny Zdrodowskiej nad kulturą g/Głuchych (mojej koleżanki z Zakładu 🙂 ) także można usytuować w polu sound studies – wystarczy sięgnąć po jej ostatnią bardzo ciekawą książkę. Wydaje mi się, że ta cezura “około2010” również znalazłaby w przypadku jej pracy uzasadnienie, zważywszy na publikacje Magdy o tej tematyce z 2014 roku. Nieco wcześniej, w 2012 roku ukazał się numer Kultury Współczesnej pod tytułem “Dźwięk, technologia, środowisko”, z wyborem wielu ciekawych artykułów (mam tam także swój udział, moja uwaga przesunęła się w kierunku złożonego procesu mediacji i pisałam tam o “efekcie fonografu”). Od 2009 roku z kolei działa Pracownia Audiosfery na Uniwersytecie Wrocławskim (z nią związki są m.in. Robert Losiak, Renata Tańczuk czy Max Kapelański).
Fascynujące są prace grona młodszych badaczy/aktywistwów/twórców: Filipa Szałaska, Agnieszki Lniak (której znakomitą pracę doktorską miałam wielką przyjemność recenzować), Antoniego Michnika… To często wyraźne wyjście w stronę zaangażowanych społecznie badań nad dźwiękiem i specyficznie aktywistycznego profilu, co pokazuje jeden z ostatnich numerów Czasu Kultury, pod redakcją Filipa Szałaska, poświęcony historii dźwiękowej właśnie. I są także osoby działające poza Polską, jak Jacek Smolicki, który swego czasu zorganizował Walking Festiwal of Sound Kraków – Edynburg i który ma na koncie zarówno aktywność artystyczną, jak i teoretyczną.
I jest oczywiście ścieżka trans dyscyplinarna: wielu artystów wkracza na pole teorii (jak Marcin Dymiter czy Rafał Mazur – obaj mają na koncie bardzo ciekawe książki), a teoretycy zajmują się praktykami (właściwie chyba… wszystkie osoby które tutaj wymieniłam 🙂 ).
Po nagrywaniu w Abisko pisałam o osnuwaniu podróży wokół zapisów dźwiękowych raczej niż obrazowych w artykule w Kulturze Współczesnej (dostępny tutaj). Miałam wciąż w pamięci moment, kiedy siedząc na mokradle zaraz za wejściem do parku narodowego Abisko w Abiskojaure doświadczałam owego “słuchania-w-gotowości”, “listening-in-readiness”, o którym wcześniej czytałam u Barry’ego Truax w Acoustic Communication: słuchania poszukującego rytmów, wzorców, zależności. Truax pisze o tym, że jest ono możliwe w dłuższych przebiegach czasowych i w środowiskach wysokiej rozdzielczości – rozumianych nie jako “cisza”, a jako przestrzeń, w której można wychwycić relacje między dźwiękami. I to właśnie usłyszałam: jak wołanie brodźca krwawodziobego harmonizowało się w tajemniczy sposób z dźwiękami kropel wody spadających na osłonę mikrofonu i nagrywarkę oraz z “białym szumem” potoku tuż za moimi plecami. Napisałam później o tym w artykule, który 15 lat później odgrzebuję na własnym twardym dysku i wrzucam tutaj odkrywając, że jest to też solidny kawał mojej własnej historii słuchania opowieści wody.
Większość z nich wciąż mnie zaskakuje. Wielogłosowe języki mórz. Język Wielkiej Rzeki, która stała się muzeum antropocenu. Języki pojedynczych potoków w wielu miejscach świata. Języki wody, której nie ma albo której nagle jest za dużo w dobie katastrofy klimatycznej. Języki wielu wybrzeży, wielu portów i wielu promów. W tym także tych, które wiozą grupy uchodźców przewożonych z jednej greckiej wyspę na inną.
Choć przed “około2010” miałam wcześniejsze doświadczenia z nagrywaniem (w tym próbując wyłowić głosy fok z wielogodzinnych przesłuchiwań nagrań z hydrofonów wojskowych i równie intensywnej pracy z nagraniami głosów waleni Morza Północnego i Bałtyckiego na potrzeby projektów płytowych z 1999 i 2002 roku), to jednak dopiero doświadczenie “słuchania-w-gotowości” naprawdę otwarło mnie na audialne tryby uważności. Pozostały ze mną na dobre, nawet jeśli na dobre dziesięć lat przestałam pisać o dźwięku, Nie przestałam jednak myśleć dźwiękiem. Ale to już kolejna opowieść.
Aha, sukcesywnie udostępniam swoje nagrania na solowym Bandcampie: zaczęłam od płyty nieco późniejszej, ale także z Sami:
A w najbliższą sobotę, 29. marca, zapraszam do Spółdzielni Ogniwo w Krakowie na koncert (z) nagrań terenowych!
Ten wpis jest też w dużej mierze zainspirowany bardzo twórczą rozmową w studiu Radio Krakowa Kultura, w programie Krzysztofa Pietraszewskiego, w którym gościła także Anna Sołecką – artystka, której piękne pejzaże dźwiękowe także będzie można usłyszeć w sobotę. A rozmowy z Krzysztofem Pietraszewskim są zawsze wielką przyjemnością i zawsze otwierają całe pola inspiracji. Jest w tym także pewien komponent historyczny, bo spotkaliśmy się kiedyś dzięki krakowskiej Radiofonii– kultowemu przedsięwzięciu radiowemu z lat… no właśnie, 2009-2013, które decyzją ówczesnych władz rektorskich krakowskich uczelni zostało, niestety, zamienione na bardzo sztampową papkę typowego “radia studenckiego” pod egidą Radia Zet (kolejna opowieść, która może tutaj zagości, bo jest tego warta). W 2012 roku współprowadziłyśmy tam nawet z Anią Morawiec audycję Negatywy popkultury – i przechowały się u mnie nagrania audycji, którą robiłyśmy z Massolitu. Do tej pory żałuję, że radiofonia się nie uchowała (mimo wielu prób, protestów i pomysłów) – ale ludzie, którzy z niej wyszli, robią świetne rzeczy w kulturze, czas na wysokich szczeblach decyzyjnych 🙂
PS. Nie wszędzie są linki i tytuły, być może kogoś/coś pominęłam, proszę w takich przypadkach o komentarze.